Kilka dni po kolejnej „odblaskowej” akcji pojawił się na FB adresowany do mojego ojca, Sławka Piotrowskiego, bardzo nietypowy post, w którym autor zawarł konkluzję, że działania promujące noszenie odblasków nie tylko nie zmniejszają, ale wręcz zwiększają ilość wypadków drogowych. Ojca bardzo poruszył ten wpis i rozpoczęła się dyskusja, w której każda ze stron przedstawiała swoje racje.
Największy zarzutem autora posta było oskarżenie ojca o „próby zrzucania winy za wypadki na pieszych, jakie Ty uprawiasz”, oraz że „swoją działalnością utrwalasz w kierowcach przekonanie, że to nie na nich spoczywa odpowiedzialność za bezpieczeństwo pieszych, a w ten sposób przyczyniasz się do utrwalenia naszej pozycji jako trzeciego najbardziej niebezpiecznego dla pieszych kraju w UE”. I niejako na podsumowanie kolejny komentarz – „jeździj sobie po wioskach autobusem i rób kampanie mówiące, że to od noszenia odblasków zależy bezpieczeństwo pieszych w ruchu drogowym, a liczba wypadków z ich udziałem jeszcze się zwiększy. Bo to nie piesi odpowiadają za wypadki tylko nieuważni kierowcy”.
Zacząłem się zastanawiać, no przecież uczestniczyłem z ojcem w wielu akcjach promujących noszenie odblasków a co za tym idzie poprawę bezpieczeństwa na drogach i ulicach. Czyli co? Wynikałoby z tego, że jesteśmy nawet gorsi od tych, którzy powodują te wypadki, bo niejako stwarzamy im „alibi” i możliwość zrzucenia winy na innych, czytaj pieszych. Ale czy faktycznie za wszystkie wypadki wyłączną odpowiedzialność ponoszą tylko kierowcy? Czy piesi zawsze są bez winy? I wreszcie czy najważniejsze jest udowadnianie sobie nawzajem, kto jest winny a kto „winniejszy”? Życie ludzkie jest przecież bezcenne i każde działanie, które może się przyczynić do jego uratowania warte jest wsparcia.
Przecież jeżdżę z ojcem na wszystkie akcje promujące noszenie odblasków. Ojciec za każdym razem powtarza, że te działania są kierowane nie tylko do dzieci, ale również do młodzieży i dorosłych. I za każdym razem zwraca uwagę, że wszyscy jesteśmy uczestnikami ruchu drogowego z równymi prawami. Bez lepszych i gorszych. Bez „winnych” i „winniejszych”. Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek mówiąc o odblaskach zrzucał na kogokolwiek winę. Zawsze też powtarzał, że bezpieczeństwo to bardzo szerokie pojęcie a temat odblasków jest tylko jego niewielką częścią. Niewielką, ale ważną. Wielokrotnie z różnych akcji wracaliśmy po zmierzchu. I z perspektywy pasażera zwracałem uwagę, jak ważne są odblaskowe znaki drogowe, które z dużym „wyprzedzeniem” informują kierowcę o zbliżających się potencjalnych zagrożeniach. I bardzo chciałbym, żeby piesi na drodze też byli takimi swoistymi znakami drogowym, dzięki czemu kierowca wzmoże swoją czujność i zmniejszy ryzyko stworzenia niebezpiecznej sytuacji. A jako pieszy mam odblask, bo chcę zminimalizować ryzyko, że kierowca zauważy mnie zbyt późno. I mimo, że kierowca jest zobowiązany do określonych zachowań, robię to dla siebie „na wszelki wypadek”.
I znów wracam do tytułu artykułu. Czy namawianie ludzi do noszenia odblasków można nazwać zrzucaniem winy na pieszych? Czy dla tego, który zginął będzie miało to znaczenie kto zawinił? I żeby było jasne – nie próbuję kogokolwiek usprawiedliwiać! Śmierć nie wybiera i nie zadaje takich pytań. Czy nie warto podjąć wszelkie możliwe działania, które mogą uchronić nas i naszych najbliższych od potencjalnie niebezpiecznych sytuacji?
Odpowiedzcie sobie sami…